Autor Wiadomość
siuś
PostWysłany: Pią 16:17, 29 Lut 2008    Temat postu:

ej to faktycznie zjebany pomysł zabijac sie tylko dlatego ze kurwa bede stary i bede miał zmarszczki. ale wtedy moge byc bardzo szczesliwy i co z tym ... miałbym to tak zostawic... NIE
V.
PostWysłany: Czw 18:46, 28 Lut 2008    Temat postu:

oj Kokos... Twój strach przed starością, przed nadchodzeniem śmierci, prawdę mówiąc, mnie przeraża. Zniedołężnienie i choroby owszem, zdarzają się, ale nie tak często, więc samobójstwo ze strachu przed przyszłością jest... co najmniej bez sensu.

(A co z tą kochającą kobietą u boku? Zostawisz ją?)

Chociaż wiem o czym mówisz i rozumiem.

Zadziwia mnie tylko ta chęć 'zapomnienia, przed śmiercią'...
Kokos
PostWysłany: Czw 18:07, 28 Lut 2008    Temat postu:

a wiec tak...
50siąte urodziny??
wtajemniczeni wiedza o co chodzi Razz

a tak ogólnie...
jak bym miał teraz odejść nie wybaczył bym sobie...
nie wybaczył tego ze zostawiam tu ludzi którzy mnie potrzebują albo kochają...
spokojnie bede mógł odejsc z tego swiata jak spłodze syna... wychowam go wraz z kochającą kobietą u mojego boku...
jak bedzie to corka to wtedy dalej... musi byc syn i tyle!!
jak to nie bedzie syn to bede trzymał sie kurczowo tego swiata...

a idealna smierc??
narkomańska... złoty strzał... nie wiem dlaczego... moze dlatego ze boje sie przytłoczenia przez smierc powolną... boje sie swiadomosci ze to ostatni raz widze tą osobe... ze ostatni raz powiem kocham... a narkotyk spowoduje ze mimo to bede potrafił sie tym cieszyc...
jak kiedykolwiek lekarz powie mi ze zostało mi iles tam zycia zaczne rzyc pełnią jeszcze wiekrza niz zyje i w polowie tego co mi dał sam to zrobie... nie bede czekał...
oraz boje sie tego ze nic mi sie nie bedzie chciało... ze dopadna mnie choroby starosci takie jak aichaimer czy jakos tak... nie chce nigdy byc starcem co sprawia tylko problemy srając w pieluchy i marudzac "za moich czasów tak nie było"...
wiec jak juz powoli bedzie sie to zblizało to tak samo chce sam odejsc...

zresztą...
sami wiecie...
a przynajmiej taką mam nadzieje ze wiecie o co mi chodzi i co chciałem wam przekazac...

porownam jeszcze do sprzetu elektrycznego tak jak zrobił to sius...
jak juz cos sie psuje ale ledwo dziala to kupujemy nowe i stare wyrzucamy mimo ze jeszcze dzialało...

no to tyle...

dziekuje...

zreszta kogo to obchodzi Razz
siuś
PostWysłany: Czw 17:43, 28 Lut 2008    Temat postu:

a jesli nikt nigdy nie był prawdziwie kochany i prawdziwie nie kochał... to po chuj mamy pamietac o kims zimnym jak głaz.


żeby nie było misiu nie zaliczasz sie do nich
siuś
PostWysłany: Czw 10:30, 28 Lut 2008    Temat postu:

oo.. to było to. Wink
Daria.
PostWysłany: Wto 20:50, 26 Lut 2008    Temat postu:

Prawda pamięć jest ulotna, ale prawdziwe uczucie, prawdziwe podkreślam [choć definicja dla kazdego będzie własna i odrębna tzn. Przyjaźń, Miłość, etc.] pozostanie.
Zapisze się gdzieś w kartach historii daneg człowieka i w jakiś sposób będzie nieśmiertelne i nierozerwalne.
Tak myślę.
Bo przecież nie chodzi o to by pozostać w chwale całego państwa, tylko tych najważniejszych jednostek. Ludzi których kochamy i którzy kochają nas.
siuś
PostWysłany: Wto 19:02, 26 Lut 2008    Temat postu:

tego nawet ty nie wiesz Razz
Misiek
PostWysłany: Wto 18:09, 26 Lut 2008    Temat postu:

OK. Ale zwróć uwagę, że to, jak mnie zapamiętasz niekoniecznie musi odzwierciedlać to, jaki byłem naprawdę.
siuś
PostWysłany: Wto 13:16, 26 Lut 2008    Temat postu:

mysle ze napewno znajda sie ludzie którzy beda nas pamietac.
i nie w sposób a fakt był sobie taki lecz zdeko inaczej... ja napewno nie bede pamietał cie misiek tylko jako pojeba i alkocholika mysle ze takich tez jest wiecej
Misiek
PostWysłany: Wto 12:55, 26 Lut 2008    Temat postu:

Bo ja wiem? Pamięć bywa ulotna. Misiek? No tak, był sobie kiedyś taki czub... Czy to jest pamięć? Ile osób zna nas na tyle, żebyśmy przetrwali w ich wspomnieniach jako my, a nie jako widmowe byty? A przede wszystkim nikt nigdy nie pozna nas tak do końca i na wylot - czy zatem będą pamiętać nas, czy jakąś naszą wizję, którą sami sobie stworzyli?
siuś
PostWysłany: Wto 12:47, 26 Lut 2008    Temat postu:

wszyscy cos takiego po sobie zostawimy... o nas wszystkich beda pamietac.. nasi przyjaciele nasi wrogowie nikt kto nas poznał nie zapomni o nas bo wszyscy jestesmy wyjatkowi... mamy swoje cele, idee o które walczymy nie jestesmy zwykłymi konsumpcjonistami jestesmy inni wiec tak łatwo o nas nie zapomną
Daria.
PostWysłany: Nie 23:38, 24 Lut 2008    Temat postu:

siuś napisał:
zgine ... to zgine przestane życ wyłącze sie tak jak wyłaczamy sprzety elektryczne wypale sie jak wypajaja sie świeczki...



dokładnie. co ma być to będzie.
oczywiście zgadzam się też z Alą, waro byłoby pozostawić po sobie coś wartosciowego...
V.
PostWysłany: Nie 20:58, 24 Lut 2008    Temat postu:

tak, idea wieczności wyjątkowo mi się nie podoba.
gdybym wiedziała, że nigdy nie umrę... rany, jakie to by było bezproduktywne.

choć z drugiej strony zawiesić się w stanie cudownego spełnienia...
kusząca perspektywa.


Śmierć jest smutną oczywistością i koleją rzeczy.
Boję się w momencie kiedy się z nią stykam, i jest to według mnie reakcja prawidłowa.
Jednak o wiele bardziej obawiam się o innych. O to, że oni umrą, albo o to, że ja umrę a to wpłynie na nich, bo wiem, że tak będzie.
'Jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś.' Śmierć z wyboru także byłaby 'grzechem' przeciwko mojemu głównemu przykazaniu.

Na pewno nie chciałabym umrzeć wiedząc, że nie zostawiam tutaj nic wartościowego, miałabym wtedy świadomość bezsensu tych lat spędzonych na Ziemi...
Chciałabym umrzeć w spokoju, spokojnym spełnieniu.

Okropnie boję się wojny i śmierci z rąk osoby, która miała o mnie dbać...
Nie chciałabym zginąć przez własne dzieci, ukochanego, rodziców, przyjaciół, ani też, przez broń biologiczną, chemiczną, jakąś bombę, albo różnicę zdań/wiary itp.

Boję się też raka, w szczególności raka szyjki macicy... Nie wiem dlaczego tak.

Nie wiem jak chciałabym umrzeć.
Wiem tylko co bym zrobiła gdybym chciała uczynić to 'z wyboru'... (Substancja {np. leki, narkotyk, najlepiej taki, dzięki któremu zachowałabym resztki świadomości}; wykrwawienie).

Prawdę mówiąc miłą jest wizja, że w momencie kiedy już uznam, że przeżyłam to co miałam przeżyć - wtedy zakończę moje życie. Ale jednak myślę, że wtedy, kiedy na moich barkach spoczywałaby jeszcze taka odpowiedzialność - nie zrobiłabym tego. Więc, mam taką nadzieję, że będę na tyle silna, żeby czekać na nią z cierpliwością i spokojem...
siuś
PostWysłany: Nie 15:38, 24 Lut 2008    Temat postu:

nie wiem co takiego według ciebie zacznie sie po smierci... dla mnie nic zgine ... to zgine przestane życ wyłącze sie tak jak wyłaczamy sprzety elektryczne wypale sie jak wypajaja sie świeczki... a co sie znimi dzieje potem nic.... poprostu ich nie ma ... mysle ze i w tym przypadku tak bedzie.
życie wieczne masz racje było by bardzo nudne... ciagle chlac i chodzic na koncerty... ciagle lac skinów albo przed nimi wiac jaki miałoby to sens gdyby mialo trwac nie przerwanie i zawsze tak samo
Dźwiedziu
PostWysłany: Nie 15:19, 24 Lut 2008    Temat postu:

siuś bardzo dobra uwaga... jednakze...

Jak to mowił Monty Python: "Life's a piece of shit, when you look at it".
Jak dla mnie, śmierć to dopiero początek. A nawet jeśli nie jest, to i tak, jest to najciekawszy moment naszego jakże nudnego, a raczej nużącego życia. Gdyby nie śmierć, człowiek zanudziłby się na tym świecie. Co miałbyś robić przez wieczność? To by było bezsensu. Niektórzy mówią, że życie wieczne jest cudowne. Ale dla mnie to jest największy bezsens, jaki istniał w dziejach. Ciągle widzisz te same, nigdy juz nie zmieniające sie twarze, cały czas prześladuje Cie bezsens twojego istnienia, Wiesz juz wszystko, i znasz wszystkich, ale po co Ci to. Temat na refleksje.
Co do ideału śmierci. Dla mnie ideałem śmierci byłoby, jak już część z was wie, rytuału seppuku. Cudowna rzecz. Oczyszczenie się ze wsyzstkich win ciążących na duszy. To jest mój ideał śmierci.

Powered by phpBB © 2001 phpBB Group